poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Igor Ostachowicz, Noc żywych Żydów

"To wręcz stawia pod znakiem zapytania naszą przyjaźń". – zadeklarował "Newsweekowi" usłyszawszy co nieco o treści „Nocy żywych Żydów” proszący o anonimowość przyjaciel Igora Ostachowicza. Brakuje tylko wykrzyknika na końcu.
Dwa tygodnie temu Rafał Kalukin popełnił tekst [1], który rozgrzewa do czerwoności. Szara eminencja gabinetu Donalda Tuska, piarowski wirtuoz Igor Ostachowicz napisał książkę tak skandaliczną, że stawia ona pod znakiem zapytania jego dalszą karierę u boku premiera. Ba! W jednej chwili dowiedzieliśmy się również, że tak naprawdę słowo kariera należałoby wziąć w cudzysłów.
"Igor jest zachowawczy. Czasem miewa niezłe pomysły, ale najlepsze pochodzą od samego Tuska" – ocenia anonimowo (oczywiście!) współpracownik premiera.
"Igor grzeszy schematyzmem" – dorzuca drugi.
"Objazd „tuskobusem” w kampanii wymyślił Bielecki. Ubiegłoroczny występ Tuska w programie Marcina Mellera w TVN24 Igor do końca próbował zablokować"
Zdaje się, że „Noc żywych Żydów” to gwóźdź do trumny Ostachowicza. Wbijamy więc!

środa, 18 kwietnia 2012

Wstyd (2011), reż. Steve McQueen

Filmowo rzecz znowu o seksie. Niestety tym razem to absolutna konieczność.

Zanim przejdę do samego „Wstydu” chciałbym się nad najbanalniejszym skojarzeniem z nim związanym zastanowić. Już od 5 lat obcujemy na co dzień z Hankiem Moodym, bohaterem serialu „Californication”, którego prasa nonszalancko określa jako seksoholika, alkoholika i narkomana. Nie chcę być nad wyraz nieśmieszny, ale „przygody” Hanka dowodzą, że wymienione uzależnienia stanowią rozrywkę najwyższej kategorii. Wiemy oczywiście, że to serial komediowy, ale pozostaje on zjawiskiem na tyle intrygującym, dlatego właśnie, że zgłasza pretensje do przekazu wręcz edukacyjnego. Trudno niektórym wątkom odmówić uroku – osobiście za najlepszy uważałem przez pewien czas ten dotyczący relacji Hanka z córką. Przewodnim motywem jest jednak seks, którym bohaterowie serialu raczą się o każdej porze dnia i nocy, a jeśli akurat mają od niego przerwę (z przyczyn obiektywnych rzecz jasna – obiad, impreza dobroczynna) to poświęcają się dyskusji na jego temat.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Thomas Pynchon, Wada ukryta

Mam pewną słabość, której oddaję się mniej lub bardziej regularnie. Wszystko w zależności od nastroju. Czasami raz w miesiącu, innym razem co dwa tygodnie. Słabość ta doprowadza do istnej ekstazy emocjonalnej, pozwala skakać po uczuciowych ekstremach, od histerycznego zachwytu po skrajną depresję. Jeśli jeszcze nie wszyscy się domyślili, zdradzę, że chodzi o lekturę bloga Kasi Tusk. W ostatnim czasie pojawił się tam wpis pod tytułem Make reading easier. Bez dwóch zdań wprawił mnie on w bardzo dobry nastrój i był bodźcem do napisania tego postu. Kasia udziela nam kilku bardzo cennych porad dotyczących czytania, opisuje jej stosunek do książek, jakie korzyści możemy odnieść z czytania, jak czytanie polubić. Dowiadujemy się jak dobrym środkiem nasennym może być lektura powieści Sienkiewicza, jak traumatycznym przeżyciem była dla niej lektura Janko Muzykanta oraz jak Kasia odkryła przyjemność z czytania grubych książek kiedy sięgnęła po Harry’ego Pottera (pierwszy tom ponad 300 stron!!!).

niedziela, 8 kwietnia 2012

Elred z Rievaulx, Przyjaźń duchowa

Mam takie mgliste wspomnienie. Jakaś grupa młodocianych liberałów na ekranie telewizora dokonuje apologii współczesności w kontraście do wieków przeszłych. W studio jest z nami profesor Zbigniew Mikołejko. Z pewną dozą anemicznej irytacji (prof. Mikołejko nie potrafi zrobić czegokolwiek inaczej jak anemicznie) ogłasza: „Jak można krytykować duchowość Zachodu, kiedy jej się zupełnie nie zna, kiedy nie czytało się Pseudo-Dionizego Areopagity, Mikołaja z Kuzy...[1]

wtorek, 3 kwietnia 2012

Janusz A. Zajdel, Limes inferior

Depresja sprzyja tendencjom ucieczkowym. Kiedy nudzi już pornografia, a prasa napawa obrzydzeniem koniecznością jest sięgniecie po fantastykę. Deficytowa znajomość gatunku skłania do przeszukania najbliższego sercu a całkiem urodzajnego polskiego pola fantastycznego. Wizyta w księgarniach obłożonych tego typu literaturą nie nastraja pozytywnie – większość okładek jest na tyle kiczowata, że samo dotknięcie książki przyprawia o dreszcze. Już na pierwszy rzut oka zaczynamy podejrzewać, że są to produkty wyrobniczej klasy seksualnych desperatów. Próba lektury domaga się efektownego komentarza żołądkowego. Osobiście przetestowałem na dwóch przykładach: 
  • Kroniki Jakuba Wędrowycza” Andrzeja Pilipiuka (nie ma jeszcze 40 lat a napisał już ponad 40 książek!)
  • Przenajświętsza Rzeczpospolita” Jacka Piekary (ilościowo nie gorszy niż Pilipiuk)
Ostatecznie koniecznością okazała się jak zwykle klasyka.