środa, 22 lutego 2012

Moneyball (2011) reż. Bennett Miller

Kilka miesięcy temu Barbara Hollender przeprowadzając relację z festiwalu filmowego w Cannes, zamieściła na stronach Rzeczpospolitej krótki filmik/komentarz pod tytułem Najlepsi krytycy filmowi rozkładają ręce. Opowiadała w nim o najnowszym filmie Terrence’a Malika – Drzewo Życia. Film można już obejrzeć w zaciszu domowym i w taki właśnie sposób postanowiłem spędzić ostatni wieczór. Gwiazdorska obsada - Sean Penn i Brad Pitt, a do tego intrygujące pytanie, które zostało postawione we wspomnianej już relacji dziennikarki Rzepy – Kicz czy arcydzieło? Wytrzymałem niecałe 30 minut. Nie zdarzyło mi się chyba nigdy, nawet oglądając naprawdę słabe filmy, nie obejrzeć ich do końca. Tym razem nie dałem rady. Kicz, kicz i jeszcze raz kicz. Nie mam na razie zamiaru pisać więcej o tym obrazie, a to dlatego, że postanowiłem podjąć próbę obejrzenia go w całość (jeszcze nie wiem kiedy, jeszcze nie wiem czy, ale postaram się) i dopiero wtedy  będę mógł napisać o nim cokolwiek w miarę uczciwego.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Sponsoring (2011) reż. Małgorzata Szumowska

Mam do zrobienia parę ciekawszych rzeczy niż pisanie o „Sponsoringu” Szumowskiej, ale czuję się moralnie zobowiązany do wyprodukowania tego tekstu. Nie ze względu na „Sponsoring”, ale ze względu na Sir Francisa.

Przeczytałem z rana tekst Macieja Pawlickiego[1] o filmie i zirytowany postanowiłem udać się do kina. Z założenia przyjmuję, że ci z „Uważam Rze”, czy w ogóle konserwatyści nie rozumieją seksu – nie „czują” tematu (niech dowodem będzie obfita tzw. literatura prawicowa – ze „Zgredem” Ziemkiewicza na czele). Niestety artykuł Pawlickiego okazał się prawdziwy, a ja wyszedłem z kina zmaltretowany. Nie zgodziłbym się z nim tylko w jednym miejscu. Żadna ze scen erotycznych czy też „erotycznych” w filmie nie zdała mi się obrzydliwa. Być może Pawlicki powinien (jeśli jeszcze tego nie uczynił) obejrzeć głośny „Rok przestępny[2]. Wtedy może dogadalibyśmy się co do rozumienia pojęcia obrzydliwości.

środa, 8 lutego 2012

Antoni Libera, Madame

Jeśli ktoś uważa, że czyta za mało książek, temu radzę jak najszybciej sięgnąć po debiut literacki Antoniego Libery Madame. Powieść opublikowana po raz pierwszy w 1998 roku przez wydawnictwo Znak do dziś doczekała się trzech wydań.

Czy ktoś w czasach szkolnych nie podkochiwał się w nauczycielu/nauczycielce? I dlaczego w większości byli to filolodzy? Kto nie słyszał piosenki Kazika Staszewskiego Spalam się?  

wtorek, 7 lutego 2012

Słowo wstępne

Czytanie to najważniejsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła.” – powiedział Mario Vargas Llosa odbierając literacką Nagrodę Nobla. Zdaje się, że mimo oczywistych wątpliwości, jakie budzić może taka deklaracja bezwzględnie wierzymy w szczerość słów pisarza i, co ważniejsze, podzielamy jego odczucia. Naturalną konsekwencją takowych staje się niniejszy blog.

Konsumpcja tekstu sama w sobie nie jest warta czasu jaki jej poświęcamy, ale potraktowanie czytania tak brutalnymi słowy nie oddaje zupełnie jego istoty. Obcowanie z książką to przeżycie duchowe, rytuał o charakterze religijnym. Tylko w tym rozumieniu ma ono sens. Tylko wtedy gdy książka pozwala na poznanie i zrozumienie tego co wokół, a przede wszystkim siebie daje satysfakcję, która przekracza ramy hedonistycznej przyjemności. Takimi właśnie książkami chcielibyśmy się z Wami dzielić.

Nie jesteśmy profesjonalistami, nie jesteśmy nadzwyczaj kompetentni, ba, nawet nie jesteśmy oczytani - zresztą z każdą kolejną książką to odczucie jest silniejsze. W związku z tym nie zamierzamy przyjmować na siebie zobowiązań formalnych – planujemy by miejsce to stało się przestrzenią dla swobodnej i szczerej refleksji na temat naszych doświadczeń kulturalnych. Jakkolwiek książka zajmować będzie pośród nich miejsce najważniejsze to niekompetencja z pewnością poprowadzi nas też w inne rejony kultury.