środa, 22 lutego 2012

Moneyball (2011) reż. Bennett Miller

Kilka miesięcy temu Barbara Hollender przeprowadzając relację z festiwalu filmowego w Cannes, zamieściła na stronach Rzeczpospolitej krótki filmik/komentarz pod tytułem Najlepsi krytycy filmowi rozkładają ręce. Opowiadała w nim o najnowszym filmie Terrence’a Malika – Drzewo Życia. Film można już obejrzeć w zaciszu domowym i w taki właśnie sposób postanowiłem spędzić ostatni wieczór. Gwiazdorska obsada - Sean Penn i Brad Pitt, a do tego intrygujące pytanie, które zostało postawione we wspomnianej już relacji dziennikarki Rzepy – Kicz czy arcydzieło? Wytrzymałem niecałe 30 minut. Nie zdarzyło mi się chyba nigdy, nawet oglądając naprawdę słabe filmy, nie obejrzeć ich do końca. Tym razem nie dałem rady. Kicz, kicz i jeszcze raz kicz. Nie mam na razie zamiaru pisać więcej o tym obrazie, a to dlatego, że postanowiłem podjąć próbę obejrzenia go w całość (jeszcze nie wiem kiedy, jeszcze nie wiem czy, ale postaram się) i dopiero wtedy  będę mógł napisać o nim cokolwiek w miarę uczciwego.


Wieczór jednak trwał i nie mógł skończyć się kompletną klapą. Tym razem wybrałem kategorię, który prawie nigdy mnie nie zawodzi – dramat sportowy. Filmy z tej półki, które do tej pory obejrzałem, opowiadały przede wszystkim historie charyzmatycznych trenerów, próbujących w niesprzyjających warunkach zbudować mistrzowskie zespoły (Al Pacino i Męska Gra, Denzel Washington i Tytani, Gene Hackman i Mistrzowski rzut, czy jeden z moich ulubionych - Matthew McConaughey i Męski sport), bokserów, którzy za pomocą pięści torują sobie drogę do lepszego życia (Sylvester Stallone i Rocky, Russel Crowe i Człowiek ringu), czy też weteranów sportu, nie mogących pogodzić się z przemijającą sławą (Kevin Costner i Gra o miłość). Większość z nich to typowe hollywoodzkie produkcje, ze sporą dawką patosu i dobrym zakończeniem. Bardzo często opowiadają autentyczne historie. W filmie Moneyball jest podobnie, ale jednak trochę inaczej. Po pierwsze główna postać grana przez Brada Pitta nie jest ani trenerem, ani zawodnikiem. Jest generalnym menadżerem klubu baseballowego Oakland Athletics. Po drugie… To już sami powinniście zobaczyć.

Billy Beane (Brad Pitt) i jego drużyna po raz kolejny kończony sezon porażką. A w lidze baseballa, podobnie jak w większości lig zawodowych w USA, niewiele znaczy wygrana w sezonie zasadniczym, która jest tylko środkiem do celu, jakim jest gra w fazie pucharowej i zdobycie mistrzostwa kraju. Można wygrać 162 spotkania sezonu regularnego, a następnie przegrać 3 razy w postseason i zostaje się z niczym. Mało tego, klub Oakland Athletics, dysponujący jednym z najniższych budżetów w lidze, nie jest w stanie zatrzymać trzech najlepszych swoich graczy. Generalny menadżer to druga osoba w klubie, zaraz za właścicielem. Odpowiada za politykę kadrową, wymienia zawodników, podpisuje kontrakty z tzw. wolnymi agentami (zawodnikami bez aktualnie obowiązujących kontraktów), przedłuża umowy, zwalnia graczy. Billy Beane ma jednak związane ręce. Właściciel nie chce wyłożyć większych sum na kontrakty, nie ma wielu zawodników, którymi mógłby handlować. Zastanawia się jak jego klub z budżetem na poziomie 40 mln $ może konkurować np. z drużyną z Nowego Jorku (budżet 150 mln $).

Sytuacja zaczyna się zmieniać, kiedy poznaje młodego ekonomistę, absolwenta Yale, zajmującego się analizą poszczególnych graczy przy pomocy programów komputerowych. W tej roli zobaczymy rewelacyjnego  Jonaha Hilla (nominacji do Oscara za drugoplanową rolę), znanego do tej pory przede wszystkim z ról w głupich amerykańskich komediach. Twierdzi on, że bardzo wielu zawodników jest przecenianych, a całe mnóstwo niedocenianych. Nie widać tego może na boisku, ale wyraźnie pokazują to jego statystyki. Budują oni razem drużynę bez gwiazd, podpisując kontrakty z zawodnikami rezerwowymi innych drużyn, graczami do tej pory niedocenianymi, weteranami. Stają się z miejsca obiektem żartów dziennikarzy, przedstawicieli innych klubów i całej społeczności baseballowej. Sezon zaczynają od serii porażek, co tylko wyostrza krytykom pióra i języki. Ale po pewnym czasie…

W międzyczasie poznajemy historię Billy’ego Beane’a, który jako młody chłopak dostaje stypendium na Uniwersytecie Stanford. Wybiera jednak grę w lidze zawodowej, namówiony przez łowców talentów widzących w nim gwiazdę baseballu. Nie jest jednak w stanie sprostać wygórowanym oczekiwaniom, co w połączeniu z brakiem pewności siebie, bardzo szybko kończy jego karierę. Zostaje łowcą talentów, a następnie menadżerem zawodowego klubu. W wieku czterdziestu kilku lat, bez wykształcenia, jego przyszłość z każdym meczem wisi na włosku. Ilu młodych ludzi skuszonych wielkimi pieniędzmi stawia wszystko na jedną kartę, a następnie ląduje na bruku? Tak niestety wygląda zawodowy sport w USA. Dziś jesteś kimś, gwiazdą uwielbianą przez miliony, miliony zarabiającą, a jutro może cię już nie być i tylko jedna osoba będzie zainteresowana twoją osobą – komornik.

W drugoplanowych rolach zobaczymy m. in. Philipa Seymoura Hoffmana grającego trenera drużyny oraz Robin Wright w roli byłej żony Billy’ego, ale to Pitt i przede wszystkim Hill, w połączeniu z bardzo ciekawą, autentyczną historią, stanowią o sile tego filmu. No i ta jedna scena, która pokazuje pracę generalnego menadżera w momencie, w którym handluje swoimi zawodnikami, próbując wzmocnić drużynę – rewelacja. To pozycja obowiązkowa dla każdego fana sportu, a nawet jeśli ktoś sportu nie lubi, powinien obejrzeć i przekonać się jak fascynujący może być. Film można kupić np. na amazon.com. W Polsce na razie niedostępny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz