sobota, 3 marca 2012

Jacek Dukaj, Lód

Skończyłem niedawno czytać książkę Jacka Dukaja Lód i muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy ostatni raz w taki sposób wsiąkłem w powieść. Ponad dwa tygodnie lektury, kilka nieprzespanych nocy i wielka satysfakcja z każdej minuty spędzonej z tym dziełem. Nie sądziłem, że w Polsce ktoś jeszcze pisze takie książki. Do głowy przychodzi mi tylko Statek Łysiaka z początku lat 90-tych. Jest to powieść niezwykła z co najmniej kilku powodów, ale zanim do nich przejdę kilka zdań poświęcę fabule.

Jest rok 1924, I Wojna Światowa nigdy nie wybuchła, belle époque ciągle trwa, a wieczna zmarzlina przesuwa się nieustannie ze wschodu na zachód. Syberia, Moskwa, Petersburg, Lwów, Warszawa – wszędzie trwa Zima, temperatury grubo poniżej zera w skali Celcjusza. Po Ziemi wędrują Lute – lodowe anioły, skupiska mrozu o temperaturach bliskich zera absolutnego. Historia zaczyna się jak u Kafki. Urzędnicy Ministerjum Zimy odwiedzają Benedykta Gierosławskiego w jego warszawskim mieszkanku i  „zapraszają” na rozmowę do swojej siedziby. Benedykt to młody, dwudziestokilkuletni matematyk, logik, hazardzista, współpracownik Alfreda Tarskiego. W ministerstwie bohater zostaje „poproszony”, aby udał się do Irkucka, na Syberię i odnalazł swojego ojca. Gierosławki senior, zesłany na Sybir za działalność polityczno-terrorystyczną, po odbyciu kary przepada bez wieści. Jest jednak kilka osób, które spotkały go na swojej drodze i twierdzą, że potrafi on rozmawiać z Lutymi, że stał się Ojcem Mrozem. Gdyby Benedykt odnalazł niewidzianego od kilkunastu lat rodziciela i nakłonił go do współpracy z Imperatorem, byłaby to niezwykła broń w rękach władzy. Ktoś kto może decydować które miasta i tereny zostaną skute lodem, gdzie będzie trwała Zima, a które zostaną odmrożone, gdzie nastanie lato, jest w stanie kontrolować Historię. W jaki sposób? O tym za chwilę. Syn Mróz, postać bez żadnych właściwości, osoba która twierdzi, że nie istnieje, oportunista, bez większego problemu zgadza się na podróż w poszukiwaniu zaginionego rodzica. I w taki oto sposób rozpoczyna się ta niezwykła przygoda.

Dukaj postanowił napisać opowiadanie po przeczytaniu mało znanej pracy Tadeusza Kotarbińskiego (polski filozof, logik, etyk) pod tytułem Zagadnienia istnienia przyszłości. Bardzo ogólnie mówiąc, praca dotyczy logiki dwuwartościowej (zero jedynkowej). Stąd zrodził się pomysł, który stał się osią konstrukcyjną tej powieści. W tych miejscach na Ziemi, gdzie panuje Zima, rządzi logika dwuwartościowa. Historia zatrzymała się, została zamrożona, a ludzie postępują zgodnie ze słowami Chrystusa: „Niech wasza mowa będzie: <<Tak, tak; nie, nie>>”. Wszystko jest albo czarne, albo białe, żadnych odcieni szarości. Benedykt Gierosławki zaczyna więc podróż w „świecie Łukasiewicza”, gdzie obowiązuje logika trójwartościowa i koleją transsyberyjską zmierza do „świata Kotarbińskiego”, świata logiki dwuwartościowej.

Po pierwsze jest to książka niezwykła, ze względu na gatunek literacki - science fiction, gdzie przedmiotem wariacji jest historia i historiozofia. Rzecz niespotykana nigdzie wcześniej. Ponad tysiąc stron na których znajdziemy powieść podróżniczą, kryminał, elementy traktatu logicznego, matematycznego, filozoficznego, teologicznego, biologicznego, ekonomicznego, a jednocześnie nie jest to typowa powieść postmodernistyczna, gdzie pisarz przechodzi ciągle od jednej formy literackiej do drugiej. Nie, tu wszystko dzieje się bardzo naturalnie. Jak powiedział jeden z krytyków literackich, mamy wrażenie, że postaci napotykane przez głównego bohatera układały sobie w głowach pewne idee, poglądy i tylko czekały na kogoś kto mógłby ich wysłuchać. Czytając tę powieść do głowy przychodzi jedno podstawowe skojarzenie – Tomasz Mann i Czarodziejska góra. Na każdym kroku widać tu spór jaki toczyli ze sobą Settembrini i Naphta, spór kultury zachodu z kulturą wschodu, mówiąc bardzo ogólnie.

Po drugie warstwa językowa tej powieści jest niesamowita. Lód został napisany tak, jakby autorem był twórca z okresu lat dwudziestych XX wieku, w stylu, który możemy umiejscowić  między Brzozowskim a Dostojewskim - jak mówi sam autor (specjalnie zamieniona kolejność). Mamy więc ortografię z tamtych lat, wiele archaizmów, rusycyzmów, kilka niezwykłych neologizmów i ciągłe wrażenie jakby narratorem był zrusyfikowany Polak.

Po trzecie mnogość bohaterów i ich niezwykłe charakterystyki. Pełen przekrój przez narodowości, klasy społeczne, zawody. Każda z postaci ma unikalny sposób mówienia, bycia, nie mówiąc już o prezencji. Jednym z ciekawszych fragmentów jest obraz polskich kapitalistów stanowiących klasę średnią i wyższą Irkucka. Niezwykła podróż po salonach władzy, tamtejszego świata finansjery i nauki. 

Po czwarte warstwa historyczna powieści. Prawie wszystkie historie i prawie wszyscy bohaterowie pojawiający się w tej powieści są autentyczni. Tarski, Piłsudski, Tesla, Rasputin, Kotarbiński, Mikołaj II Romanow. Katastrofa tunguska, kontakty Tesli z Imperatorem, budowanie potęgi gospodarczej na Syberii przez Polaków-zesłańców, czy nawet mało istotne fragmenty, jak ten dosyć zabawny, pokazujący Piłsudskiego jako dziadka w kalesonach stawiającego pasjansa (odniesienie do relacji Żeromskiego ze spotkania z Piłsudskim).

W listopadzie 2005 roku na łamach Gazety Wyborczej ukazał się tekst Jacka Dukaja pod tytułem „Lament miłośnika cegieł”. Zaczyna się tak:
Lubię powieści. Lubię powieści z prawdziwego zdarzenia: długie, rozlane szeroko na setkach stron, z epickim oddechem, wciągające tak, że człowiek zupełnie się w lekturze zatraca i wraca do niej, wieczór za wieczorem, zapadając w fikcyjny świat fikcyjnych postaci na godziny i godziny, smakując maestrię konstrukcji fabularnych na równi z maestrią języka.

Dwa lata później Wydawnictwo Literackie wydaje Lód Dukaja. I to jest właśnie taka powieść. Zatraciłem się w niej do reszty i na pewno będę do niej wracał. To nie jest książka na jeden raz. To jest książka-cegła, którą czytasz i nie chcesz, żeby się skończyła, ale jak już się skończy to będziesz w stu procentach usatysfakcjonowany.

Jedną ma tylko „wadę” Lód, a może nie tyle sama książka, co jej wydanie. Jest bardzo nieporęczne (jeszcze raz – ponad tysiąc stron) i raczej ciężko czytać ją w tramwaju czy autobusie. Tak sobie myślę po przeczytaniu ostatniego zdania, że to jest jednak wielka zaleta takiego wydania Lodu. Przecież dzięki temu można w skupieniu, wieczorem, w samotności „zapaść się w jej świat”. I jeszcze na koniec słówko o okładce. Według mnie książki Dukaja mają najciekawsze, najlepiej zaprojektowane okładki na polskim rynku wydawniczym. Trudno się dziwić, w końcu stoi za tym postać Tomasza Bagińskiego, nominowanego swego czasu do Oscara za krótkometrażową animację pt. Katedra na podstawie opowiadania Jacka Dukaja o tym samym tytule.

Jacek Dukaj, Lód, Wydawnictwo Literackie, 2007, s. 1054

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz