Koniec! Nareszcie!
Nareszcie? No cóż, chyba mamy problem. Seria katastrofalnych
książek o romansie śmiertelniczki Belli Swan z wampirem Edwardem Cullenem już
zalega śmietniki. Od kilku dni możemy się raczyć ostatnim filmem z cyklu
„Zmierzch”. Za chwilę to będzie przeszłość. Ulga wydaje się naturalną reakcją.
Wszak filmy są nie mniej żenujące niż ich literacki pierwowzór. A jednak finał seansu kinowego pozostawia w sercu ciężar melancholii.
Powtórzmy to raz jeszcze. Każda z książek Stephanie Meyer to
absolutna katastrofa, materiał do utylizacji. Filmy, które na podstawie serii
powstały bronią się tym, czym bronić się może sztuka filmowa. Dostajemy produkt
okraszony pięknymi twarzami aktorów, bogaty krajobrazowo, efektowny wizualnie.
Nie ma jednak mowy o tym, aby którykolwiek reprezentant cyklu odstawał od
kategorii „gniot”. I mimo wszystko jużem porażony nostalgią.
Zawsze trudno się rozstawać z ukochanymi przyjaciółmi. Sama
myśl o tym, że ciężkie spojrzenia Edwarda i Belli będziemy mogli oglądać tylko
w TVN-ie dręczeni reklamami po 15 minut jest przytłaczająca. Ale to nie jest
odpowiedź na pytanie o źródła wspomnianej melancholii. Jestem przekonany, że ma
ona raczej związek z obawami o to, co niesie przyszłość. Finałowa scena piątego
filmu sagi przypomina nam (i jednocześnie streszcza w pełni) historię miłości
istot, które dzieli wszystko - od społecznego samopoczucia poczynając na
różnicy gatunkowej kończąc. Jest też niejako historią marzeń prostej,
zakompleksionej dziewczyny o idealnym życiu, które właśnie się spełniły. Cóż to
za marzenia? Młody, przystojny mężczyzna. Do tego czuły, szczery i wierny.
Potrafiący wyrażać uczucia, zaakceptować Bellę z jej wszystkimi wadami. Dalej
mamy szczęśliwe stadełko, uśmiechniętych teściów, romantyczne uniesienia,
których owocem jest dziecko. Sielanka. I tak żyjmy długo i szczęśliwie. Łzy
wzruszenia kapią na klawiaturę. Czy samo marzenie nie jest już przesadą? Ależ
nie. Finał jest lepszy jeszcze niż moglibyśmy się spodziewać. Bella z Edwardem
nie będą bowiem żyć długo i szczęśliwie. Oni będą żyć szczęśliwie po wsze
czasy. Nie pamiętacie, że wampiry są nieśmiertelne?
Niech będą więc błogosławione marzenia Belli Swan! Kto może
zarzucić im cokolwiek? Nawet konserwatyści zapluci bluzgami o upadku moralnym
Zachodu nie powinni narzekać. Takoż i my nie szczędźmy sobie westchnień. Tym
bardziej, że jutro będzie na pewno gorzej.
Czytając „Pięćdziesiąt twarzy Greya” pierwszy raz podrapałem
się po czubku głowy kiedy okazało się, że jeden z bohaterów (chyba Grey
właśnie) słucha namiętnie Debussy’ego. O święty Barnabo! Od kiedy to Debussy
stał się ulubionym muzykiem duchowo nieskomplikowanych acz oszałamiająco przystojnych
młodzieńców? Przypomnieć bowiem należy, że o istnieniu kompozytora
dowiedzieliśmy się pierwszy raz od Edwarda Cullena. Niepokój zagnał mnie do
Internetu gdzie odszukałem informację, że Greyowska trylogia to pornofantazja
na temat naszej ukochanej sagi „Zmierzch”. Ależ oczywiście! Wszystko stało się
jasne. Niech piekło pochłonie Manuelę Gretkowską i jej „newsweekowe” analizy.
Przecież to przez nią trzymam w ręku tę książkę.
Jeszcze nie drżycie? Od momentu kiedy padło słowo
pornofantazja powinniście. Oto już niebawem zamiast Edwarda odmawiającego Belli
seksu przedmałżeńskiego (!!!) w kinach będziemy raczyć się Justinem Bieberem
(jest jednym z kandydatów do roli Christiana Greya), który szpicrutą będzie
molestował łechtaczkę… Hanny Montany? Panie, bij mnie teraz po sutkach, proszę!
Tak, jestem gotowa pokornie wyssać Twą spermę!
Och. Przepraszam, że ja tak wprost, ale nie żartuję. Ba!
Piszę to tylko na podstawie lektury pierwszej części trylogii, a przecież nie
poznałem jeszcze (i nie poznam raczej) „Ciemniejszej strony Greya”!
Tak więc żegnamy się
z Edwardem i Bellą. Parą absolutnie fenomenalną, choć ich żywot jako fenomenu był
zdecydowanie niegodny czasu właściwego wampirom. Ze względu na czasową „incydentalność”
niektórzy zechcą kwestionować znaczenie „Zmierzchu”, ale przy tempie w jakim dzisiaj
żyjemy, w jakim konsumujemy kulturę czy czas 5-10 lat wampirzej ekstazy to
naprawdę czas krótki? Bella i Edward przypomnieli nam po raz kolejny żywotność romantycznych
mitów – oczywiście w wydaniu trywialnym – i tylko delikatnie sobie z nimi
poigrali wprowadzając pewne zamieszanie w klasycznym rozumieniu ról płciowych w
takich rozgrywkach. Niestety, romantyczna miłość, która wraz z demokracją winna
zupełnie zdechnąć nadal ma się nie najgorzej. W przypadku Belli i Edwarda nie
ma co prawda mowy o znaczącej różnicy klasowej, transgresja dokonuje się na
przestrzeni gatunkowej, ale już „Pięćdziesiąt twarzy Greya” ujmuje rzecz mniej
metaforycznie. I zresztą ta tendencja utrzymuje się na każdej płaszczyźnie.
Stephanie Meyer opowiedziała nam bajkę (straszliwie głupią bajkę) – z konwencji
tej wynika, że wiele spraw zostawia się niedopowiedzianych, zakrytych mgłą. Chciałbym
wierzyć, że to winno nas satysfakcjonować, ale fakty przeczą mej naiwności. Niechby
romantyzm Belli i Edwarda przyprawiał nas o mdłości najstraszniejsze to i tak
się nie porzygamy, bo wiemy, że to marnie zrealizowana, ale jednak konwencja.
Nawet jeśli wymachując darmowym plakatem zwiniętym w rulonik krzyczymy: „Wepchnij
jej język do gardła!” to przecież tylko dlatego, że jesteśmy mało dowcipnymi zboczeńcami
marzycielami. Ale tak naprawdę treść tego marzenia chcemy zostawić dla siebie
samych. Jeśli relacja Belli i Edwarda jest w jakikolwiek sposób czarująca to
realizacja naszych postulatów na ekranie ów czar zabije ostatecznie. Chyba, że
wpadniemy w inną konwencję – komediową; ale przecież nie lubimy tak prostackich
komedii. Oj. A jednak ktoś o tym języku myślał na poważnie. Tak więc Edward i
Bella zostaną rozebrani, de facto odebrani nam wszystkim. Zanim więc obraz
przesłoni nam wodospad płynów ustrojowych spójrzmy na tę parę uroczych idiotów
po raz ostatni. Zanim świat na powrót będzie romantyczny troszkę nam lat
przybędzie.
jesteś glupi zmierzch to moje życie
OdpowiedzUsuńCała saga jest genialna i potwierdzi to wiele fanów ... I skąd ty wgl masz pozwolenie na wygadywanie takich głupot ?!!!!!? A tak dla twojej wiadomości 22.11.2014r jest premiera kolejnej część światowego bestseleru pod nazwą : Saga Zmierzch : Przed świtem cz. 3
OdpowiedzUsuńGratuluję głupoty bo głupszego postu niż ten nie czytałam ...